Samoobsługa w oborze
Jeszcze rok temu pan Marek z synami na obsługę 80 krów dojnych musiał poświęcić dwa razy więcej czasu. Od marca ubiegłego roku krowy dojone są przez roboty w nowoczesnej oborze.
Do ubiegłego roku Blachowscy pracowali w oborze do późnych godzin wieczornych. Praca była ciężka i wymagała zaangażowania całej rodziny, chociaż poprzedni budynek nie był stary. Panu Markowi od dawna marzyła się w pełni zautomatyzowana obora, widział taką na wycieczce w Holandii już w 1996 roku. Synowie, Krystian i Adam, ciekawi najnowszych rozwiązań, oglądali nowości podczas targów i imprez wystawienniczych w całej Polsce. Wspólnie podęli decyzję, że jeśli inwestować – to tylko w roboty udojowe. Korzystając ze środków z PROW i własnych zasobów, wybudowali nowy obiekt na 160 krów, który jest w pełni zautomatyzowany. Obora wolnostanowiskowa, na rusztach, wyposażona jest w dwa roboty udojowe i podzielona na strefy odpoczynku, doju, karmienia, pojenia i usuwania odchodów.
Początki nie były łatwe. Po przejściu do nowej obory wydajność mleczna znacznie spadła, a kilka krów trzeba było brakować ze stada. Nie z powodu budowy wymion (co jest dość częste przy zmianie systemu udojowego), ale na nowym podłożu niektóre zwierzęta zaczęły kuleć na skutek nadmiernego ścierania racic.
Dzięki nowoczesnemu systemowi zarządzania stadem, hodowcy wiedzą o wszystkim, co się dzieje w oborze, poprzez specjalną aplikację na smartfonie. System informuje między innymi o wydajności z każdej ćwiartki wymienia i o somatyce, co pozwala szybko reagować w razie objawów chorobowych, a także o godzinach doju. Aplikacja daje znać, gdy któraś z krów opóźnia się z dojem i wymaga podgonienia. Robot ma możliwość programowania częstotliwości doju w zależności od wydajności, dzięki czemu hodowcy obserwują mniejszy problem z zaleganiem krów po porodzie. Pozwala obserwować krowy leczone oraz dzięki systemowi bramek selekcyjnych wyłapywać te do inseminacji – nie trzeba ich lokalizować w obiekcie. Nie ma też potrzeby przeganiania krów na dój, dzięki czemu są spokojniejsze i nie przeżywają niepotrzebnych stresów.
Dziś, po prawie roku, wydajność krów powoli wraca do poziomu sprzed przeprowadzki. Hodowcy cieszą się z podjętych decyzji. Na pracę w nowej oborze poświęcają znacznie mniej czasu, a pracuje się łatwiej i przyjemniej. U państwa Blachowskich każdy ma wyznaczone zadania, więc – jak żartują hodowcy: starszy brat odpowiada za rozród, cielęta i dobór buhajów, młodszy za bazę paszową, mama zajmuje się całą „papierkową robotą”, a tata… liczy pieniądze.
Marta Lewandowska
Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego
Fot. M. Rząsa