Konie jak malowane
– Siedziałem obok Charliego Wattsa z Rolling Stonsów i jego żony, i licytowaliśmy konie w Janowie Podlaskim. To było 30 lat temu, ale takich chwil się nie zapomina – mówi Adam Siałkowski, rolnik z Grabowca. Nie wygląda na rolnika – długie do ramion włosy, kowbojski kapelusz na głowie wskazują, że ich właściciel to postać złożona.
– Formalnie to jestem rolnikiem, mam 6 hektarów ziemi, płacę KRUS i hoduję konie. Ta ziemia to łąki i pastwiska, chodzą po nich konie. Dzięki temu nie muszę stosować żadnych sztucznych nawozów. Konie oddają do gleby to, co z niej pobrały – takie cudowne perpetuum mobile. Teraz mam 9 koni sportowych, hucuła i kucyka.
Kucyk jakby słyszał, że o nim mówimy – podchodzi do ogrodzenia. – To Bobik, ma już 12 lat, córki na nim jeździły. Teraz Bobik jest na zasłużonej emeryturze, a córki przesiadły się na większe konie. Ja też ujeżdżam konie, to moja pasja od wczesnej młodości. W latach 70. jeździłem w Toruńskim Ludowym Klubie Jeździeckim. Do dzisiaj jestem prezesem tego klubu. Dość szybko dorobiłem się własnych koni, ale nie mając własnej stajni – korzystałem z hoteli dla koni. Kiedy trzydzieści lat temu zakupiłem gospodarstwo w Grabowcu, miałem miejsce na postawienie własnej stajni. Wybudowałem duży budynek stylizowany na stajni XIX-wiecznej. Prowadzę w niej profesjonalną hodowlę. Młode konie są ujeżdżane i sprzedawane. Znajdują nabywców na wszystkich kontynentach – moje konie zakupiła reprezentacja olimpijska Australii, trafiły też do stajni szejków w Kuwejcie.
Dom hodowcy koni z jednej strony graniczy z lasem, a z pozostałych otoczony jest łąkami. Na podwórzu rośnie wielka lipa, w koronie której wiewiórki uwiły sobie gniazdo. Na pniu przymocowana jest siatka pod kątem prostym uniemożliwiająca drapieżnikom wejście na drzewo. – Nasze koty nie są w stanie sforsować tej przeszkody, a dla wiewiórek to żaden problem. W zeszłym roku mieliśmy tu siedem małych rudych kitek. Ciężko było je policzyć, bo były w ciągłym ruchu.
Gospodarz zaprasza nas do swojego domu. W środku w oczy rzucają się wiszące obrazy i wszechobecne puchary i statuetki koni skaczących przez przeszkody. To nagrody sportowe córki pana Adama – Józefiny. – Najcenniejsze to mistrzostwo Polski kobiet – informuje gospodarz. – W gospodarstwie, które kupiłem, budynki nie nadawały się do renowacji, dlatego postawiłem nowy dom w typie kanadyjskim – z drewnianą konstrukcją wypełnioną gipsem. Tu mieszkam i tworzę.
W obrazach pana Adama widać zafascynowanie końmi. Bije z nich światło i radość życia. Na jednym z obrazów zatytułowanym „Zaloty” dwa konie zbliżają się do siebie, a ich łabędzie szyje wyginają się na kształt serca. Widać, że autor jest bacznym obserwatorem i potrafi uchwycić chwilę.
– Jako malarz debiutowałem wystawą obrazów w 1985 roku w Wiedniu, od tego czasu takich wystaw miałem multum, nie tylko w Europie, ale nawet w Australii. Dzisiaj moje prace wiszą w galerii Związku Polskich Artystów Plastyków w Toruniu. Ciężko jest zaszufladkować moje malarstwo, jest eklektyczne – zawiera w sobie koloryzm, mistycyzm i wizjonerstwo. Czuję się artystą niezależnym; nie tylko maluję, projektuję też tkaniny, loga i biżuterię. Czasem myślę, czy jestem malarzem, koniarzem czy jeszcze kimś innym. Nie wiem. Wiem, że wszystko co robię, kręci się wokół moich ukochanych koni, a jak pędzę na jednym z nich przez pola, to ja i koń jesteśmy jedno…
Piotr Kociorski,
Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego