Czas pomyśleć o nowym sezonie
Grudzień to miesiąc, w którym na polach nie powinno być już żadnych warzyw. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki. Na polach na przezimowanie mogą pozostać pietruszka, pasternak czy też por zimowy. Jest jeszcze cebula zimująca w gruncie, którą sieje się pod koniec sierpnia.
Wszystkie wolne pola powinny być zaorane i przygotowane do uprawy na rok następny. Zapewne wszyscy pamiętają, że w ubiegłym sezonie sporo padało. Po dość suchej wiośnie, lato było zimne i obfitujące w opady. W swoim gospodarstwie odnotowałem następujące opady: w kwietniu 3 l, w maju już 48, w czerwcu 143, w lipcu 48, w sierpniu 76, we wrześniu 99 i październiku 71. Łatwo policzyć, że opady w okresie wegetacji wynosiły 682 l wody na 1 m2,
co porównując w regionie i z opadami w latach poprzednich jest bardzo wysokim wynikiem. Podobne opady, ale bardziej równomiernie rozłożone były na Kujawach w 2017 roku. W innych latach ilość deszczu wahała się od 200–400 l na 1 m2.
W bieżącym sezonie opady były dość intensywne, co powodowało powstawanie na polach zalewisk i utrudniało prace polowe. W miejscach, gdzie powstawały zalewiska wymiękały również rośliny uprawne. Na pozostałym terenie rośliny korzeniły się dość słabo, a system korzeni włośnikowych rozpościerał się praktycznie na powierzchni gleby. Składniki pokarmowe, które zostały dostarczone roślinom, zwłaszcza przed siewem czy sadzeniem, przemieściły się w głąb profilu glebowego i nie były dostępne dla roślin uprawnych. Z tego też powodu należało dość często uzupełniać głównie te, które łatwo się przemieszczają, a są pobierane w dużych ilościach przez rośliny. Myślę tu przede wszystkim o azocie, potasie wapniu czy magnezie. Z tego też względu, jeżeli w poprzednim roku nie były wykonywane analizy chemiczno-rolnicze gleby, to nadszedł na ich wykonanie najwyższy czas. Analizy powinny być wykonane również w gospodarstwach, w których przeprowadzono je w poprzednim roku.
Jeżeli mamy już zaorane pole, to możemy przystąpić do pobrania prób glebowych, pamiętając o kilku zasadach. Próba zbiorcza powinna być adekwatna do tego, co znajduje się na polu, dlatego należy wykonać z działki przynajmniej 20–25 prób zbiorczych. Próbki pobieramy laską Egnera z warstwy ornej, w której korzenią się rośliny, czyli około 25–30 cm w głąb gleby. Działka czy obszar, z którego jest robiona jedna próba zbiorcza musi być wyrównany pod względem glebowym. Omijamy wszelkiego rodzaju górki i miejsca, gdzie rośliny rosną słabiej. Podczas pobierania prób również musimy zachować odpowiedni odstęp od miedz i wszelkiego rodzaju poprzeczy, które zwykle są niedonawożone lub też przenawożone. Próbki gleby umieszczamy w czystym naczyniu. Wiadro nie powinno służyć wcześniej np. do przesypywania nawozów. Po umieszczeniu wszystkich próbek zbiorczych w czystym naczyniu dokładnie je mieszamy i do analizy pobieramy około 0,5 kg.
Próbki do analizy ogrodniczej po pobraniu z pola powinny być dostarczone do laboratorium jak najszybciej, w stanie takim, w jakim zostały pobrane. Analizy materiału dokonuje się bowiem objętościowo, a nie w glebie wysuszonej, jak podczas analizy rolniczej. W analizie ogrodniczej oznaczane są następujące składowe: pH, zasolenie, azot, fosfor, potas, magnez, wapń i chlorki. Wyniki podawane są w miligramach na 1 dm3 gleby, czyli na 1 l. Takich wyników niestety nie można przeliczyć na wyniki analiz rolniczych przedstawianych w miligramach na 100 g powietrznie suchej gleby. W analizie ogrodniczej pH też jest oznaczane w innych odczynnikach (woda destylowana) niż w analizie rolniczej (KCl) i też się różni. Mając wyniki analiz można zwrócić się do doradców o sporządzenie zaleceń nawozowych lub wykonać je we własnym zakresie. Przedstawiciele z firm nawozowych na wielu szkoleniach pokazują takie schematy.
Na koniec roku jeszcze kilka uwag dotyczących sezonu uprawy, który się kończy. Rynek warzyw przemysłowych niestety w bieżącym roku nie spisał się. Na Kujawach wiele gatunków roślin skupowanych przez zakłady przetwórcze plonowało wyżej niż ktokolwiek zakładał. Z tego też względu plantatorzy ponieśli straty. Myślę więc, że może należało by podejść trochę inaczej do kontraktacji. Nie kontraktować powierzchni i do niej przypisywać niskich plonów tylko kontraktować tonaż z gospodarstwa. Takie spostrzeżenia dotyczą przede wszystkim warzyw korzeniowych i ziemniaków jadalnych, z którymi producenci mimo kontraktów nie mają co zrobić. Jeżeli chodzi o dość popularny jeszcze brokuł, to firmy skupujące ze względu na braki w służbach agro nie przewidziały, że większość plonu pokaże się w jednym czasie. Przyczyniły się do tego padające deszcze w czerwcu i na początku lipca, co utrudniło i przesunęło nasadzenia rozsady w jeden termin. Pogoda też w tym sezonie nie sprzyjała, a wyrównane temperatury pod koniec września i w październiku spowodowały, że różne nasadzenia plonowały w podobnym okresie. Zakłady przetwórcze na początku kampanii, przez pierwsze dwa tygodnie, skupowały różyczki brokuła co drugi lub co trzeci dzień, mimo próśb producentów. Skończyło się to nie tylko źle dla producentów, którym znaczna część plonów, bo aż około 30–50% zostało na polach, ale również dla zakładów przetwórczych, które nie skupiły oczekiwanej ilości zakontraktowanego brokuła. Zakłady na wiosnę kontraktowały brokuł również w całych różach, po czym okazało się, że nie mają pracowników, aby obstawić linie do różyczkowania i taki towar był skupowany niechętnie. Na koniec kampanii, kiedy już większość plantacji zostało wyciętych i zniszczonych, zakłady przetwórcze zaczęły podnosić ceny skupu i praktycznie nie zwracały uwagi na jakość dostarczanego surowca, co zapewne odbije się w przyszłym sezonie na dostawcach.
Na koniec jeszcze kilka słów o ziemniakach jadalnych. Ziemniak w naszym kraju zaczyna być traktowany jako warzywo, więc należy napisać choćby kilka słów. Niestety po dwóch latach dość wysokich cen, które były wynikiem niedoboru towaru na rynku spowodowanym suszą, nie tylko na polskich polach w bieżącym sezonie było znacznie więcej nasadzeń. Sadzeniaka zaczynało już brakować w październiku 2019 roku. Mimo to wielu nowych producentów posadziło sadzeniaki niewiadomego pochodzenia, co skończyło się pozostawieniem plonu na polach. Wieloletni producenci mający rynki zbytu starają się utrzymywać ceny za surowiec na opłacalnym poziomie, czyli około 40 groszy za jeden kilogram ziemniaków. Niestety ci, którzy nie mają co zrobić z plonem wyprzedają ziemniaki za przysłowiowe co łaska, czyli nawet po 15 groszy, co może znacznie nadwyrężyć budżet gospodarstw. Następny problem jest taki, że ci, którzy posadzili ziemniaki licząc na wielkie zyski nie przewidzieli, że w tym roku plantacje trzeba będzie chronić dość intensywnie przed zarazą ziemniaka czy alternarią. Na tych plantacjach niestety plony nie przekroczyły średniej krajowej, czyli 20 t/ha (według GUS). Natomiast plony w gospodarstwach profesjonalnie trudniących się uprawą ziemniaka dochodziły do 70–80 ton z hektara.
Tekst i fot. Piotr Borczyński
Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego